Chiang Mai jest stolicą północnej części Tajlandii, drugie co do wielkości miasto w kraju.
Ma ponad 100 świątyń i sporą społeczność cudzoziemców.
Starówka (która ma sie nijak do nasz1ego wyobrażenia starówki) jest otoczona fosą i częściowo murami.
To chyba jedyny raz, kiedy udaje nam sie znaleźć pierwszy hotel z przewodnika, w którym zostajemy, który za pierwszym razem ma sensowny standard i cenę.
I tutaj uwaga: stanowczo odradzamy kupowania Pascala, który przedrukowuje stare informacje i podaje nieaktualne ceny i informacje.
Zaprzestaliśmy tutaj biegania po świątyniach i oglądania zabytków. Stawiamy na relax.
Nocny targ, na którym można kupić rękodzieła artystyczne, jedwab, który może okazać się wiskozą, kopie markowych ubrań i mnóstwo miejscowych gadżetów.
Na targu się targujemy oczywiście. Zakladamy sobie, że minimum 30% sprzedawca może zejść nam z ceny. Po tym, jak sprzedawca podaje cenę, my podajemy o połowę niższą i spotykamy się gdzieś po środku. Targowanie się to rytuał- robimy to z uśmiechem i nie zapominamy o uprzejmości. Bazar ciągnie się kilka kilometrów i okazuje się niezbyt relaksującym miejscem :)
Gdzie tu zjeść? Kręcimy sie, aż w końcu znajdujemy bawarską a knajpkę i Tajeczki biegające w bawarskich strojach z kapeluszami z piórkiem- wygląda to przekomicznie!
Następnego dnia po śniadaniu w hotelowej restauracji Darek udaje się na poranną drzemkę, a ja tuk-tukiem na masaż. Cudnie!
Pani ma tak silne ręce, że czasem aż piszczę z bólu. Wymasowała dłonie, aż po łokcie, stopy po kolana i plecy- 2 godziny.
Każdy powinien spróbować!
Później herbatka relaksująca- cały czas w kapciach :) i z powrotem tuk-tukiem do hotelu.
Po południu włóczymy sie trochę po galerii handlowej- taka sobie. Nie ma sklepów, które mamy w Europie.
Jak u nas w centrum rozrywki mamy cymbergaja, automaty, bilard czy kręgle, tak tutaj kabiny do karaoke. Większość zajęta! Siedzą sobie po 2-3 osoby i jadą z koksem.
Przejście przez skrzyżowanie okazuje się nie lada wyczynem, zajmuje nam jakieś 10 minut, co biorąc pod uwagę moje wyprawy do Chin powinno być bułką z masłem.
Wieczorkiem kolacja w ogrodzie pełnym drzew, drewnianych figurek, przy stole, nad którym na drzewie zwisa biały drewniany księżyc i nasze ulubione danie wśród kilku innych-kurczak w sosie z orzeszkami. Po kolacji znów nocny targ- część druga :)