Chociaż wszędzie bardzo czysto, stacje metra są stare. Automaty biletowe i metro lata świetności też mają za sobą.
Nasze pierwsze zaskoczenie kulinarne: zamawiamy zupę Ramen. Trzeba zapłacić w automacie, po czym otrzymujemy karteczki i zaznaczamy na nich swoje preferencje. Spodziewamy się delikatnych smaków, a tutaj jeden z wierszy: wybierz ostrość :) i oto w naszej zupie wylądowała sproszkowana papryczka chilli. Jest dobrze :)
Najciekawsze są siedzonka- stanowisko jedzenia wygląda jak w kafejce internetowej. Siedzisz w rzędzie, po bokach masz ścianki, a na wprost kucharz przez dziurkę podaje danie, po czym spuszcza matę :) Zupa pyszności!
Przed mijaną restauracją spotykamy kilka osób, które kłaniają się sobie w pas. Para to klienci, którzy właśnie wyszli z restauracji, a 3 pozostałe osoby to obsługa, która ich żegna. Żegnali skę tak przez kolejne kilka minut, aż jedni drugim zniknęli z horyzontu :)
Trzeba przyznać, że tak miłej obsługi jak w Japonii jeszcze nie spotkaliśmy, choć już wcześniej Tajlandia wydawała nam się pod tym względem wyjątkowa.
Po kolacji robimy rundkę po zadaszonym markecie. Mnóstwo butików, kafejek, sklepów z gadżetami.
Trafiamy do Game Center.. Oj.. Dziwy dziwów :) blue boxy+ ubranka, gdzie można sobie zrobić sesję zdjęciową; maszyny z łapką do podnoszenia wszystkiego- od zabawek po batoniki; flipery, ale okrągłe: jedna maszyna to krąg kilku fliperów; automat, który wygląda jak pralka: zakładasz rękawiczki i jeździsz po okręgu zbierając pojawiające się ciągi znaków. Jest też perkusista- w rytm muzyki i znaków gra na konkretnym "instrumencie".
Królem wg nas jest bęben- uderzasz w tak szybkim tempie, w jakim buźki pojawiają się na ekranie. Spotkaliśmy nawet mistrza mistrzów, który grał bez końca! ..a tempo zadziwiające.
Na pewno najwięcej jest gier turbo zręcznościowych :)