Eger to taki maly Krakow.
Jest upalnie, wiec w pierwszej kolejnosci lody, pozniej spacer na starowke.
Po drodze mijamy kosciol, przed nim plac, a na placu w rogu makieta starówki.
Mijamy most nad prawie wyschnieta rzeka, zaczynaja sie restauracje i urocze uliczki z malymi sklepami. Obiad, winko.. trzeba pomyslec o noclegu.
Zaczynamy sie rozgladac. Zeszlismy cala okolice, juz nas nogi bola. Owszem, jest kilka miejsc, ale cena powalajaca- 300zł za dobe, szukamy czegos zdecydowanie tanszego.
Wsiadamy w samochod i staramy sie znalezc cos na obrzezach- efekt ten sam.
To dziwne.. Eger nie wyglada na jakos bardzo okupowany prze turystow.. o co chodzi??
Na szczescie przed wyjazdem rozmawialismy z mama naszego przyjaciela, ktora uprzedzala nas, ze moze byc ciezko z noclegiem.
Ona jezdzi na Wegry conajmniej raz w roku. Polecila nam Bogacs na nocleg- mniejsze miasteczko. Nie mamy innego pomyslu, wiec jedziemy.