Po 2 dniach w bungalowie leje się z nas, bo klimy niet, a brak prądu jednak doskwiera. Mie się kiedy sprzęt naładować. Super się złożyło, że zakupiona w Japonii ładowarka pasuje tutaj, więc dzięki niej mamy 3 gniazdka usb. Sprytnie :)
Lądujemy w hotelu na górze z widokiem na plażę Las Cabanas. Co prawda trwa tutaj budowa (hotel został otwarty w sierpniu tego roku), ale klimatyzacja, 19h prądu na dobę, pyszne śniadania i obiady oraz przemiła obsługa powodują, że jest nam tu bardzo dobrze. Początkowo planujemy spędzić tutaj 3 doby (jak to my- ciągle potrzebujemy, żeby coś się działo), jednak później przedłużamy o kolejne 2, aż wreszcie zostajemy do końca naszego pobytu.
Na trawie przy recepcji pasie się bawół, a wokół niego kręcą się 2 czapelki czekające na okazję jedzeniową- łapoą muszki, które fruwają wokół niego.
Zadziwia nas w krajach tropikalnych to, że wszystko jest takie przerośnięte. Ogromne drzewa i rośliny, cała masa różnych odmian danego garunku owadów: duże na kilkanaście cm koniki polne, wielkie chrząszcze, różnorodne ćmy, mrówki i inne owady, których nawet nazw nie znamy, jak np. skaczący pająk.
Jest też nasz ulubiony gekon (poznaliśmy go w Indonezji), który mówi: geko.. geko.. geko.. ko.. ko.. świetny i zabawny jest ten odgłos :), do tego czik cziki- małe jaszczurki, które wyglądają jak z gumy, chodzą po ścianach wszędzie i łapią owady.
Kiedy jakiś martwy owad leży u nas w pokoju (bo Darek zamiast go wypuścić stwierdził, że brzydki i się nim zajął), w ciągu kilku minut pojawia się armia mrówek, żeby gościa wynieść: całego, lub w częściach- w zależności od tego jaki duży.
Trochę to przerażające, ale tak w końcu działa cały ekosystem..