Wiedzieliśmy, że nam sie tutaj spodoba.
Już przy odprawie paszportowej sympatyczna pani pyta mnie "Darek, czy to Ty? Niee", po czym wyciaga kosz z cukierkami i mnie częstuje. Po obsłudze jest mały ekranik na którym oceniamy jednym kliknięciem czy zostaliśmy mile obslużeni. Super pomysł (to samo jest w Chinach- pewnie skądś skopiowali ;)) W toaletach jest zdjęcie osoby odpowiedzialnej za czystość, a pod nim ekranik z ocena czy było czysto.
Zmęczeni długim lotem docieramy do naszego hotelu niedaleko Little India. Po krótkiej rozmowie tel. okazuje się, że aparat fotograficzny zamówiony jeszcze z Polski nie dotarł do sklepu. Lekko zdenerwowani ruszamy na miasto bo nie bralismy żadnego awaryjnie. W centrum okazuje sie, że niepotrzebnie się martwiliśmy: sprzetu foto jest cała masa, w znacznie lepszych cenach niż u nas, a jeszcze można sobie na lotnisku niewielki Vat (7%) odebrać (trzeba mieć zakupy w jednym sklepie za min 100 $).